Tekst do wygrawerowania na nierdzewnej bransoletce, noszonej stale na przegubie na wypadek nagłego zaniku pamięci

1. JEŻELI COŚ CIĘ BOLI:
—DOBRA WIADOMOŚĆ: ŻYJESZ.
—ZŁA WIADOMOŚĆ: TEN BÓL
CZUJESZ WYŁĄCZNIE TY.
2. TO WSZYSTKO DOOKOŁA,
CO CIĘ SZCZELNIE OTACZA
NIE CZUJĄC TWEGO BÓLU,
JEST TO TAK ZWANY ŚWIAT.
3. UBAWI CIĘ, ŻE JEST ON
REALNY I JEDYNY,
A LEPSZEGO NIE BĘDZIE
PRZYNAJMNIEJ PÓKI ŻYJESZ.
4. GDY JUŻ SKOŃCZYSZ SIĘ ŚMIAĆ,
ODRZUĆ LOGICZNY WNIOSEK,
ŻE TAKI ŚWIAT BYĆ MUSI
PRZYWIDZENIEM LUB SNEM.
5. TRAKTUJ GO CAŁKIEM SERIO,
JAK ON PRZED CHWILĄ CIEBIE—
DOKONUJĄC WYBORU
SPAEJALNEJ CIĘŻARÓWKI,
6. BY W OKREŚLONYM MIEJSCU
I UŁAMKU SEKUNDY
POTRĄCIŁA CIĘ, KIEDY
PRZECHODZIŁEŚ PRZEZ JEZDNIĘ.

Kocham uwielbiam ten wiersz. Po prostu god damn naprawdę go lubię. Mój ulubiony poeta Stanisław Barańczak.

W kwestii VI rozdziału plus ogólny wywód o niczym zwany inaczej dużą ilością nawiasów(koło 5).

VI rozdział w pauzie i to wyjątkowo nie z powodu blokady twórczej, lecz braku czasu. Biegam za bzdurnymi sprawkami etc. etc. nic wartego wspominania. Warto także dodać, że nie nie piszę tego na całkowitym freestajlu (jak zazwyczaj ) bo mam zakończenie w głowie, większość intrygii i pierwsze zdanie ostatniego rozdziału( Które będzie prawdopodobnie brzmiało : „jim gordon widział wiele morderstw w swym życiu, zabijano ludzi, inne rasy, ale tym razem morderstwo dotyczyło czegoś innego – marzenia). Tak to turlam się w miłej rytmice życia spokojnego. Dziś pifko z przyjaciółmi, jutro zaqpy(portki i może maszynka do golenia[to drugie, bo mam dosyć wyglądania jak zwierze z lasu, lub 16-latek]), znowu praca, niedziela to samo. Jak pisałem monotonniaaaa.  Jedynym urozmaiceniem jest czytanie arcyciekawej ksionszki o tłumaczeniu wierszy pana Barańczaka (mego herosa poetyckiego). Nie ziewać zajebiście się czyta. Dam jeszcze głos.

Kolejny dzień kolejny wers

Dzień jak dzień, coś obejrzałem, coś posłuchałem, odebrałem dyplom z uczelni(jestem już oficjalnie mgr!) napisałem kilka zdań do opowiadanka. Na koniec wieczoru posiedziałem przy piwie z parą znajomych. Było miło. Mam nadzieje, że i u was. Jedno może warte wspomnienia, fakt, e może banalne, ale kolejna osoba wyciągnęła znikąd wnioski o mojej osobie. I będąc dokładnym wnioski dosyć porażające w mojej ocenie, takie dosyć irytujące, bo zdaje się, że nie wysyłam takich sygnałów, jeżeli to robię to podświadomie. Po prostu poraziło mnie troszkę… No ale najwyraźniej takie khem dosyć interesujące stwarzam wrażenie. Ca va.

Szatan ! Muzyka! Wykrzyknik!!

Kolejny dzień, kolejne odkrycie muzyczne, Diablo Swing Orchestra, goddamn! Boogie, trąbki, skrzypce, cięzkie riffy i operowy śpiew. No kozak nie z tej ziemi. W robocie ciężka atmosfera, mówi się o redukcji etatów. Może być nieciekawie, martiwę się, ale jak zwykle wkładam maskę błazna i staram się jakoś humory poprawiać, na swój średnio umiejętny sposób. gah. Poprawmy sobie to dobrą nutkę, rozluźnijmy się, noga na ziemi, by tupała i maestro:

Czytaj więcej

Rozdział V ” Ile można gadać? Nazywamy to ekspozycją”

W którym nasi bohaterowie tłuką robota, potem następuje rozdział wypełniony fabułą.

Czytaj więcej

Abney Park

Jak, że V rozdział się pisze, a żeby było zabawniej już dwa razy straciłem tekst poprzez zwiechę kompa, coś na relaks, piękny kawałek mojego nowo ulubionego zespołu.

Czytaj więcej

Rozdział IV „La Revolution !”

W którym krasnoludy biją, Gordon pali, Poe nie pamięta, a jedyną logicznie myślącą postacią jest orangutan. A no i komunistyczny krasnolud składa propozycję. Czytaj więcej

Rozdział III „Takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego!”

Gdzie Gordon żałuje otrzymanej pracy, następnie prowadzi jednostronną konwersację z tłumem, dowiaduje się co potrafią poeci i ląduje w porcie. Tam nasza wesoła grupka spotyka inteligentnego chłopca i poznaje prawa robotnicze.

Czytaj więcej

Rozdział II ” Ja już nigdy! Nevermore! Nie wybiorę pracy po pijaku”

W ostatnim rozdziale Jim Gordon pił, przerwał mu ten kulturalny moment jego kuzyn, patolog policyjny Dr Frank Stein.

Czytaj więcej

Rozdział I „Jestem za stary na to gówno” mini fantastyczna opowiastka w odcinkach, bez morału ale za to z latającymi taksówkami.

W którym poznajemy naszego bohatera, który okazuje się niezbyt miły dla świata, a zwłaszcza dla trolli.
Poznajemy także pijanego taksówkarza, który jest nie małpą, broń boże, ale orangutanem. Na koniec pijemy whiskey, gdy dopada nas śmierdzący patolog Dr Stein.

Jim Gordon nie był cierpliwym człowiekiem, ani też zbyt wrażliwym na cierpienia mniejszości rasowych. Dlatego z całej siły kopnął trolla w brzuch. Wielkolud zatoczył się i upadł na stolik, pijane towarzystwo rozbiegło się po całym barze, byle dalej od walki. Następnie rozpiął swój płaszcz i lekko lecz pewnie złapał za pistol, który trzymał za pasem. Krasnoludzki barman nerwowo przełknął ślinę i po cichu starał się sięgnąć po leżącą pod ladą strzelbę. Była to wspaniała zdobycz, ukradziona grupie pijanych Powietrznych Piratów, znał jednak na tyle tego humanusa, że jakakolwiek próba, może zakończyć dużym bólem. Detektyw tymczasem zapalił papierosa i obserwował jak troll próbuje się podnieść z podłogi. Poprawił binokle i przeczesał krótkie rude włosy.
– Nie żeby mnie to nie bawiło, ale ile razy mam cię kłaść na ziemi?- Troll starał się wytrzepać z syfu swój strój, na który składał się czarny prosty płaszcz, z pod którego wystawała źle skrojona kamizelka.
– Na wszystkie kurwy Manhattanu, wiesz ile zapłaciłem za tą kurtałkę?!- Wydawał się bardziej zafrasowany swym ubiorem niż przegranym pojedynkiem.
-Średnio mnie to interesuje, bardziej ciekawi mnie gdzie jest młoda pani DeLaverry- Gordon złapał za krzesło i powoli zaczął podchodzić do przeciwnika.
-Panie! Nie przesadzajmy, może byłem lekko niemiły, ale przerwałeś mi posiłek swym utyskiwaniem- Wielkolud otrzepał się z kurzu, wyszczerzył w uśmiechu kły i wykonał głęboki ukłon.
– Azaliż mon ami, jam jest De Kristo, kupiec i twój sługa, jako, że powaliłeś mnie jako pierwszy człek jednym ciosem- Gordon zdjął odruchowo kapelusz, ale natychmiast uprzytomnił sobie, czego szuka.
– Piękne słowa jak na cwaniaczka z francuskiego wybrzeża, słyszałem, że miałeś jakieś problemy w Paryżu, to mnie nie interesuje, nie jestem z Ochrany, chcę tylko wiedzieć, gdzie jest Pani DeLaverry- De Kristo przechylił głowę w niedowierzaniu.
– Ta młódka? Spiła się wczoraj i odsypia w moim mieszkaniu, ale zapewniam cię przyjacielu, nic zdrożnego nie stanęło się.- Gordon zgasił papierosa i odwrócił to wciąż nerwowego krasnoluda.
-E pokurczu, gdzie masz przekaźnik głosowy?- Brodacz prychnął na obelgę, ale wskazał palcem na budkę w głębi sali. De Kristo jakby nigdy nic, podszedł do baru i zamówił kolejną szklankę whiskey.

Czytaj więcej