Whishlist

Wiem co chcę na święta:

Władca Pierścieni część I – Drużyna
Pierścienia – wydanie 4 płytowe

I część drugą
I część trzecią
To małe marzenie moje, które brzmi mieć tą najbardziej rozbuchane wydanie (ale bez jakiś tam figurek, bo to już dla mnie przesada). Właściwie prawie nie do spełnienia, bo w Poland nie dostępne już raczej.
Yh.
Dla wielu to może być bzdura straszna, ale naprawdę jestem wielkim fanem filmu i książki.
Dla „fanów”, którzy prychną w tym momencie pytając się ile razy czytałem, odpowiem zgodnie z prawdą.
” W jakim języku?”
Ponad 15 razy po polsku, w każdym chyba przekładzie (tak Łoziński też był, pożal się boże, ale wcześnie więc nie qmałęm jeszcze zła)
Ponad 5 po angielsku (dostałem na któreś święta, jednotomowe wydanie maasiakra).
Wiem, że film ma duużo błędów, ale to są w większości dla mnie minusiki, a nie minusy. Co z tego, że długie? Widzieliście ile stron ma książka ( i tak książka do huja, bo to jedna powieść rozbita przez edytora na 3 części).
Bywa nudna? Ba! A powieść z piosenkami/wierszami/dwustronicowymi opisami gór nie jest?
Milion zakończeń? Fakt, że tak jest, ale będziecie NAPRAWDĘ płakać na ile 12 godzin filmu z powodu pół godziny?
fuck byłem w England, był hajs, ale nie qpiłem. Nie jestem pewien, czy widziałem na półce, ale na bank, jakbym pogrzebał, bym znalazł.
No nieważne.
Bym musiał wrócić zresztą do powieści.
Przeczytać raz jeszcze.

Nowości

Z radością mogę ogłosić pojawienie się nowej ksiązki Orkana (recenzja poprzedniej https://pbarwik.wordpress.com/2009/04/07/ke/). Prawdopodobnie ona dziś pójdzie ze mną do domku.

ALE!

Jutro wychodzi ( a dziś już leży u mnie na zapleczu) nowy tom Grzędowicza (Pan Lodowego Ogrodu t.3). Więc kto czekał to się doczekał.

Z podobnej beczki, Komudy „Czarna Szabla” powróciła w nowym wydaniu. I w nowej całkowicie niepotrzebnej ilości.

Tyle póki co.

Mam esej na angielski do napisania.

I test.

Kurfa

Szarża mamutów.

Tak więc Mastodon.

To króluje na moim profilu last. fm jak i słuchawkach.

„Crack in the Skye” to progresywny metal w najlepszym wydaniu. Połączenie stoner/psychodelic/prog/sludge i chuj wie co jeszcze metal.

Pierwszych albumów nie łykałem, bo basista się darł strasznie i mnie nie ciągnęło.

Nowa płytka jest doszlifowana, dorzucono harmonie wokalne i rozkręcono się w kwestii psychodelii.

Tworząc prawdopodobnie jeden z ciekawszych projektów tego roku.

Jednym z minusów jest długość albumu.

43 minuty, w tym dwa (świetne) kawałki trwają ponad 10 minut.

Oblivion i Divination to dwa single, fajne bujające.

Quintessence nie zapadł mi zbytnio w ucho, ale jeszcze, bo mam czas.

The Czar,  to piękno metalu. Nie wiem jak można nazwać inaczej 10 minut naparzania, które się nie nudzi.

Mógłbym dużo gadać o tym albumie, ale powiem jedno.

Póki co jeden z najlepszych albumów metalowych tego roku.

Jeśli nie najlepszy.

9/10

1. „Oblivion” 5:47
2. „Divinations” 3:39
3. „Quintessence” 5:27
4. „The Czar”

  • I. „Usurper”
  • II. „Escape”
  • III. „Martyr”
  • IV. „Spiral””
10:54
5. „Ghost of Karelia” 5:25
6. „Crack the Skye 5:54
7. „The Last Baron” 13:01

 

 

 

Miał być inteligentny post

Ale wyszedł, został zgwałcony przez stado ukraińskich kóz, więc zamiast tego kolejny bonus muzyczny:

O tańcu.

Budzimy  się i wychodzimy ze śmietników.

Wyczołgujemy się z brudu wczoraj w ciepłą czystość dzisiaj.

Próbujemy szybko zmyć z siebie lepkie i nieprzyjemne wczoraj, oblewając się chłodnym i praktycznym dzisiaj.

Tanecznym krokiem przemierzamy poranki, by kiwać się jak piani ślepcy przez popołudnia.

By umrzeć na śmieciach wieczorami.

Czasami lubimy wchodzić innym ludziom do śmieci, rozglądamy się, szczamy zaznaczając dumnie teren i ruszamy dalej.

Bo nie możemy się zatrzymać, tempo tanecznego kroku(które może, ale nie musi być tangiem), przyspiesza każdego dnia.

Pijani zmęczeniem uciekamy przed wspomnieniami, taplamy się w błocie( z niekłamaną radością dziecka)

Spojrzenie w tył zmusiłoby nas do zrobienia.

 

STOP.

 

I świat by się zamknął.

I przez chwilę byłaby cisza.

I słyszelibyśmy po raz pierwszy własne myśli.

A wszyscy wiemy do czego takie zachowanie prowadzi.

 

 

Kuszenie Tomasza

Tomasz obserwował dom stojący przy skrzyżowaniu.  Był to jeden z tych starszych budynków, szary, odrapany i obmalowany graffiti. Widać na nim było, że przetrwał wiele remontów i  pożary. Mężczyzna w brązowym płaszczu miał z tym jeden problem.

Nie znał tego budynku. Czytaj więcej

Mam nowy fajny zespół wam do puszczenia.

Nie jest to rzecz łatwa do słuchania, ale baj got, piękna na swój dziwny sposób.

Godspeed you blacj Emperor!

Uwielbiam ten kawałek. I tak trwa on 16 minut.

Grzebiąc w last.fm runda druga.

Jak wspominałem grzebiem dalej, tym razem jednak, myślałem, by opisać rzeczy mniej znane być może: Czytaj więcej

Grzebiąc w last.fm

Jestem wielkim miłośnikiem last.fm, ilość muzyki odkrytej przez ten mały programik jest nie zliczona. Niestety mam tą wadę, że często słucham czegoś, nakręcam się i potem zapominam o istnieniu. Dzięki biblioteczce last.fm se przeglądam co słuchałem kiedyś tam.

Dlatego przejrzyjmy co słucham:

Arctic Monkeys brytyjski zespół, zaliczany do muzyki z gatunku indie rock. Powstał w 2002 roku na przedmieściach Sheffield – High Green, UK.. Recenzja ostatniego albumu wisi od kilku dni na blogu, strasznie fajny britpop, nowa płytka bardzo cacy. 882 odtworzenia, szał ciał, najwięcej puszczałem sobie pierwszy album, choć trzeci teraz nabił statystyki

METALLICA. Se jaja robicie, że będę niby tłumaczył co to jest? Wiadomo rządzą, nowa płyta wymiata mi włosy z głowy, wiele osób zrzędzi, ale ja tam uwielbiam. 845 odtworzenia.Patrząc na albumy najbardziej puszczany był Death Magnetic, potem Garaż INC. Demo Magnetic, koncertówki etc.

Clutch.  Stoner z południa, ale nazwa nie wystarcza na ten progresywny mega bujający rock. Wychodzili z hardcore, dotarli póki co do bluesa. Masakrycznie dobry wokal, w Polsce mało znani. Niestety. 618 odtworzeń, głównie Blast Tyrant, który jest epicko fajny, chyba najbardziej bujający album ever. Trzeba se to puścić, by uwierzyć.

Black Label Society. Ah świr numer jeden amerykańskiego rocka. Stoner konkretny, bardzo się powtarza, ale stare kawałki rządzą. 367 puszczeń, głównie Blessed Hellride, ta płyta wymiata, choć poprzednie również są ciekawe.

 

Tyle póki co. Wracam do D2. Odliczam do kina….

Zawsze jest czas na starego Santanę grającego freejazz

Wycinek mały z koncertu Carlosa, jeszcze gdy nie grał z wszystkimi muzykami świata, to kawałek poświęcony jednemu z najważniejszych gitarzystów jazzu Sonny’ego  Sharrocka. Osoba, którą kojarzy niewielu ludzi, a szkoda, bo wymiatał(zmarł w 1994r.).

To chyba najbardziej dzikie solo Carlosa, zarazem przykład, że potrafi w ciekawe i dziwne rejony muzyczne. hyy

No nie ma co gadać, trza pokazać oryginalnego muzyka.

Jest to kwaśne, ale ostatnio znowu mi gust skręca w dziwne rejony, a tym samym, atakuje wszystkich w około tym.

Trza se banie poszerzać.

Jazz ogólnie jest ciekawym ,tylko zazwyczaj ciężki do ogarnięcia, a większość ludzkości woli se odpoczywać przy muzie(zresztą ja też), ale czasami lubię sprawdzić, gdzie moje gusta się kończą.

Yh opowiadanie w strzępach chwilowo, bo WCIĄŻ,  ten jebany remont.

eh.

No, ale ostatni link i zrelaksujmy się może…